idę ulicą krok za krokiem
potykam się o wystające płyty
o myśli jak cień biegnące przede mną
nie mam laski lub kuli
jak inwalidzi wojenni
pozostał mi scyzoryk
z wyszczerbionym ostrzem
z tamtych zapomnianych dni
dziś minął ten czas
kiedy strzelali do nas jak do kaczek
kiedy noc kończyła się łuną pożarów
gdzieś pod Turbaczem
na skrawku życia wśród krzaków borówek
usta całowałem wilgotne
po raz ostatni drżącym z miłości oddechem
szeptałem słowa niepotrzebne
aby po dniach wśród krzaków jaśminu
próbować zrozumieć ciszę
niesprawiedliwej śmierci
idę ulicą krok za krokiem
przede mną lata mojej udręki
i pustka zapomnianych dni